Kobiety do ciężarów – notka ekshibicjonistyczna 😉

Parę dni temu byłam święcie przekonana, że zaczynam się pomału rozrastać od tutejszego pysznego żarcia i koreańskiej tradycji zwiedzania knajp jedna po drugiej. Żadna nowość, już ze dwa razy udało mi się spektakularnie schudnąć sporo w krótkim czasie, żeby potem w równie krótkim czasie wrzucić to z powrotem z nawiązką. Tym razem jednak wręcz przeciwnie – wczoraj na badaniach okazało się, że od przyjazdu tutaj w rzeczywistości ubyło mi kolejne 1,5 kilo przy poziomie tkanki tłuszczowej około 25%. Mam wrażenie, że pomału zaczyna mi się zmieniać optyka od patrzenia na te wszechobecne eteryczne elfy w rozmiarach 34 i poniżej (z czego spora część jest na wiecznej diecie). Liczę na to, że mimo wszystko uda mi się tutaj do reszty nie zwariować, więc wrzucam tę notkę – głównie w ramach profilaktyki własnego zdrowia psychicznego 😉

Nie wiem nawet za bardzo, czy te 25% tkanki tłuszczowej to dużo czy mało, bo podobne badania miałam robione wcześniej raz, mniej więcej rok temu. Wyniki wyszły dość straszne – 16 kilo nadwagi, 40% BF i metabolizm czterdziestolatki. Miły pan z poradni zaczął straszyć mnie zawałem, cukrzycą i innymi nieszczęściami, po czym płynnie przeszedł do wciskania umowy dystrybucyjnej jakichś dziwnych suplementów diety. Uciekłam trzaskając drzwiami, ale nie mogłam uciec od tematu, że zdecydowanie nie jest dobrze.

Cóż, trudno żeby było inaczej, skoro po prostu lubię jeść dobrze, smacznie i niekoniecznie zdrowo. Co z tego, że smakuje mi mnóstwo pysznych, zdrowych i niskowęglowodanowych potraw, skoro żadna z nich nie jest w stanie zastąpić porządnego burgera czy pizzy? O ile jeszcze na krótką metę jestem w stanie się spiąć i poddać dietetycznemu reżimowi, o tyle po paru miesiącach ta nieszczęsna pizza zaczyna mi się dosłownie śnić po nocach. A kiedy już się złamię i pomału, małymi kroczkami waga zaczyna wracać, to w którymś momencie odpuszczam sobie po całości – skoro już jestem gruba, to niech mam chociaż z tego jakąś przyjemność. Prawdziwe błędne koło.

Jak sobie tylko uświadomiłam ten mechanizm, to wyszło, że jedynym sposobem na wyrwanie się jest zacząć się ruszać. Tylko jak tu się ruszać mając kondycję otyłej czterdziestolatki i łapiąc zadyszkę po 100 metrach biegu? Początki były koszmarne, padałam z wycieńczenia po 15 minutach z Chodakowską klnąc, że jej nienawidzę, bo ja tu zdycham, a tej suce się nawet fryzura nie popsuje. Na całe szczęście postępy było widać w zasadzie od razu, co motywuje jak cholera, nawet jeśli tym postępem jest padnięcie na pysk 5 minut później niż poprzednio. Nawet nie zauważyłam, kiedy zestawy Chodakowskiej zaczęły mnie wręcz nudzić – wtedy po lekturze Internetów postanowiłam przerzucić się na siłownię. Czytaj: konkretne ćwiczenia siłowe ze sztangą i hantlami, żadne tam rowerki, bieżnie czy inne orbitreki.

Wygląda na to, że w moim przypadku siłownia to był prawdziwy strzał w dziesiątkę. Odstawiłam dietę już prawie pół roku temu i od tamtego czasu ubyło mi jeszcze kolejnych pięć kilo. Jem co chcę i kiedy chcę, z fastfoodami włącznie – jak jednego dnia przesadzę, to następnego staram się trochę przystopować. Na starcie trochę odstraszali mnie internetowi eksperci publikujący długaśne listy fitnessowych zakazów i nakazów, ale szybko uświadomiłam sobie, że to mnie przecież nie dotyczy. Nie mam ciśnienia na wyniki, bo nie planuję startować w fitness bikini ani zawodach strongmanów, nie mam ciśnienia na obsesyjne planowanie posiłków, bo od kaloryfera na brzuchu zdecydowanie preferuję ładne i naturalne cycki. Gdybym chciała wyglądać jak modelka fitness, to pewnie pilnowałabym się bardziej z jedzeniem. Dla mnie wystarczy, że pomacham ciężarkami przez te trzy godziny w tygodniu i nie muszę przejmować się niczym innym.

Jeżeli ktoś jeszcze obawia się, że machanie ciężarami jest niekobiece i powoduje powolną przemianę w damską wersję Pudziana, to może się właśnie przestać obawiać (patrz: zdjęcie poniżej). Po więcej szczegółów zapraszam na Nerd Fitness, chyba najsympatyczniejszą stronę w sieci o tej tematyce. Sama nawet nie próbuję udawać, że jestem w stanie cokolwiek doradzić, bo ćwiczę rekreacyjnie i to tylko po to, żeby mieć zgrabny tyłek 😉

porownanie

4 responses to “Kobiety do ciężarów – notka ekshibicjonistyczna ;)”

    • Jestem wlasnie na diecie zdrowotnej, bezcukrowej, i rozwazam jak potem wrocic do cukru…. zeby nie przegiac 🙂 chyba bede musiala wprowadzic stale zasady ograniczania. W rodzinie pelno cukrzykow etc etc. Moj powrot do cwiczenia to 30 Day Challenge Jillian Michaels, robilam 5 x w tygodniu, ostatnio raczej 3 x, ale dziala 🙂 Pozdrowienia i gratulacje! xx

  1. Gratulacje!!!
    I zazdroszczę, ja po sztandze rozwaliłam sobie kręgosłup, bo miałam niezbyt dobrą instruktorkę. Teraz siłowni się boję 😉

Leave a Reply

Discover more from Made in Cosmos

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading