Sztuka przez wielkie i małe ‘Sz’

Nie ma chyba na świecie zbyt wielu osób, które przypadkiem zwiedziły muzeum sztuki współczesnej? Mi się właśnie dzisiaj udało. Seulskie metro postanowiło zrobić mi psikusa i jechać z jakiegoś powodu torem dla pociągów przyspieszonych, zatrzymując się co którąś stację. Ponoć nadawali z tej okazji jakieś komunikaty, ale najwyraźniej nie znam języka wystarczająco dobrze, bo zorientowałam się, że coś jest nie tak dopiero zatrzymując się 6 przystanków dalej, niż chciałam wysiąść. Nie chcąc ryzykować podobnej wycieczki w drugą stronę, postanowiłam dać się ponieść fantazji, wybrałam na Tripadvisor losową atrakcję w zasięgu godziny jazdy spośród tych, których jeszcze nie widziałam i tym sposobem zdecydowałam się odwiedzić Bukchon.

Według nawigacji dotarcie do Bukchon nie powinno stanowić najmniejszego problemu, od stacji, na której wysiadłam, miało tam być zaledwie 15-20 minut spacerkiem. Niestety, twórcy appki chyba nie przewidzieli, że przyjdzie mi do głowy wybrać się do celu naokoło, zwiedzając po drodze każdą wąską uliczkę, uroczy zakątek a nawet buddyjską świątynię, która przypadkowo znalazła się na drodze. Gdy więc ganiając od jednego zaułka do drugiego dotarłam wreszcie do miejsca, z którego mniej więcej powinnam odbić w prawo, po prawej stronie zobaczyłam stromą, gęsto zabudowaną skarpę, dla pewności jeszcze wzmocnioną murem na szczycie. Zrobiłam kilka podejść, żeby się upewnić, czy może jednak istnieje jakieś przejście, ale bezskutecznie. No jak tu przewidzieć coś takiego? 😉

Krążąc wąskimi uliczkami w poszukiwaniu drogi naokoło wyszłam w którymś momencie prosto na muzeum sztuki współczesnej. O ile na sztuce generalnie znam się niestety dosyć słabo, o tyle na współczesnej nie znam się praktycznie w ogóle. Byłam wcześniej zaledwie na paru wystawach – czasem mi się bardzo podobało, czasem nudziło straszliwie, czasem wzbudzało reakcję typu “co to kurwa jest?”. Jednym słowem, uczucia mocno mieszane. Tym razem postanowiłam zaryzykować widząc plakat z napisem “Human – Space – Machine.”. Co prawda Zachęta też się kiedyś reklamowała hasłem, że “Kosmos wzywa” i mocno mnie wtedy rozczarowali, ale weszłam choćby po to, żeby sprawdzić, czy Koreańczycy lepiej dadzą sobie radę z tematem.

Nie to, żebym się znała, ale moim zdaniem dali radę całkiem nieźle. Największe wrażenie robiły rzecz jasna ogromne instalacje, na które w większości muzeów po prostu zabrakłoby miejsca. Choć nadal trudno mi stwierdzić, co konkretnie przedstawiały (jedna przypominała trochę rozbity statek kosmiczny, ale to może po prostu moje zboczenie), w niczym nie przeszkadzało to w oglądaniu ich z przyjemnością. Wielkim zaskoczeniem okazała się dla mnie wystawa o… matematyce, gdzie na ścianach można było zobaczyć fraktale, wzory geometryczne, trójwymiarową wizualizację wyników tutejszej giełdy z dodanymi gdzieniegdzie cytatami znanych ludzi. Galeria malarstwa też wydawała się być całkiem strawna i ciekawie dobrana. Wygląda na to, że nie taka ta sztuka współczesna straszna, jak ją… czasem dziwnie przedstawiają 🙂

Po drodze udało mi się jeszcze cyknąć parę fotek tutejszych murali. W koreańskich muralach najbardziej podoba mi się to, że żadnemu debilowi nie przyszło nigdy do głowy maznąć swojego autografu w poprzek najsłabszego nawet rysunku. Większość z nich jest bardzo prosta zarówno pod względem formy jak i treści, ale dzięki temu doskonale wtapiają się w krajobraz i w połączeniu z tradycyjnymi, drewnianymi dachami tworzą naprawdę przeuroczy klimat. Co prawda, tradycyjne, drewniane domki miałam zobaczyć w Bukchon, ale w końcu jakoś nie udało mi się tam dotrzeć. Na pewno jeszcze będzie kiedyś okazja.

Leave a Reply

Discover more from Made in Cosmos

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading