Koreański przewodnik kulinarny

Jestem wielką fanką koreańskiej kuchni. Tradycyjne potrawy są proste, oparte na lokalnych składnikach, najczęściej przy tym bardzo zdrowe i dietetyczne, a mimo to zaskakują, dzięki nietypowym dla nas połączeniom smaków. Wielbiciele fast-foodów znajdą tu najlepsze panierowane kurczaki pod słońcem, i to przygotowywane na milion różnych sposobów. Fani owoców morza będą zachwyceni, a jeśli ktoś nie przepada, to z dużym prawdopodobieństwem zdąży w Korei je polubić, tak jak i mi się udało. Wszystkich odwiedzających Koreę* gorąco zachęcam, żeby sieciowe fast-foody omijali szerokim łukiem i zaczęli zwiedzanie od lokalnych restauracji. Bez znajomości koreańskiego i lokalnych zwyczajów można się czasem nieco zaskoczyć, więc poniżej wrzucam podstawowy poradnik jak przetrwać w koreańskiej kulinarnej dżungli.

*No, może oprócz wegetarian. Niestety, wegetarianie nie będą tu mieli łatwego życia ani zbyt wielu opcji do wyboru. Większość z nich na dłuższą metę żywi się głównie u Hindusów…

Specjalizacje

Inaczej niż u nas, większość knajp w Korei serwuje dosłownie kilka dań głównych na krzyż (lub nawet kilka wariacji na temat tego samego dania). Mamy więc restauracje serwujące tylko grillowane mięso, tylko surowe ryby, tylko pierogi, tylko smażone kurczaki, czy nawet, o dziwo, tylko specjalną zupę na kaca. Nawet bez znajomości koreańskiego specjalizację danej knajpy łatwo zgadnąć po kiczowatych kurkach, krówkach, rybkach czy ośmiorniczkach, umieszczonych jako dekoracja przed wejściem. Gdy takiej dekoracji brak, zawsze można wejść do środka i zajrzeć w talerz siedzącym tam tubylcom, jest spore prawdopodobieństwo że zamawiając cokolwiek dostaniemy praktycznie to samo.

Miejsca siedzące

Wiele restauracji, zwłaszcza tych tradycyjnych i nieco elegantszych, jest objęta w części lub całości strefą bez butów. Jedzenie w takiej strefie serwuje się na niziutkich stoliczkach, przy których siada się na poduszkach rzuconych bezpośrednio na podłogę. Warto spróbować, jako ciekawy element lokalnej kultury, choć dla nieprzyzwyczajonych białasów siedzenie w kucki czy po turecku bywa na dłuższą metę naprawdę bardzo męczące. Koreańczycy bardzo lubią organizować firmowe imprezy integracyjne w tego typu miejscach, więc zdecydowanie odradzam ubieranie się w kieckę na taką okazję. A już na pewno odradzam wkładanie choćby najwygodniejszej ołówkowej mini.

MENU

Najczęściej bywa tylko po koreańsku, chyba że idziemy do sieciowego fast-foodu. Przy odrobinie szczęścia będzie zawierało obrazki, które dadzą nam mniej więcej jakiś pogląd, czego możemy się spodziewać. Kilka razy zaskoczył mnie kelner mówiący całkiem nieźle po angielsku, który był w stanie wytłumaczyć, jakie są opcje do wyboru, no ale właśnie – zaskoczył mnie wtedy. W przypadku, gdy obrazków, angielskich opisów i internetu w telefonie brak, a kelner z uśmiechem od ucha do ucha szczebiocze coś niezrozumiałego po koreańsku, można zaryzykować i zamówić na migi, to co jedzą goście przy sąsiednim stoliku lub jakąś zupełnie losową pozycję menu. Nie zdarzyło się jeszcze, żebym się zawiodła.

Samoobsługa

Formuła bardzo wielu knajp opiera się na tym, że każdy klient przygotowuje sobie jedzenie samemu. Wszystkie stoliki są oczywiście odpowiednio przygotowane, z węglowym grillem bądź też kuchenką pośrodku, kelnerzy dostarczają tylko potrzebne składniki i instruują, co z nimi należy zrobić. Zdarzyło mi się nawet gotować w ten sposób zupę od podstaw, choć to akurat rzadkość. Przy braku wprawy obsługa koreańskiego grilla może okazać się nietrywialna, ale ktoś z personelu cię na pewno uratuje z opresji, gdy tylko zobaczą, że sobie nie radzisz. Generalnie świetna zabawa, nawet dla wyjątkowych antytalentów kulinarnych.

Serwowanie potraw

Niezależnie, czy danie główne dostajemy gotowe, czy trzeba je sobie samemu przygotować, towarzyszą mu zawsze rozmaite przystawki. Najczęściej są to proste surówki, warzywa, grzyby czy ryż, czasem bardziej skomplikowane dania, jak omlet czy zupy. Nie może zabraknąć rzecz jasna nieśmiertelnego kimchi, czyli kapusty pekińskiej kiszonej na ostro, którą je się tutaj praktycznie zawsze i wszędzie. Wszystkie potrawy wjeżdżają na środek stołu z założeniem, by się nimi dzielić, własne możemy co najwyżej dostać miskę zupy lub ryżu. Przystawki można najczęściej uzupełniać do woli za darmo – przy samoobsługowym bufecie lub przywołując kelnera guziczkiem wbudowanym w stolik. Wodę do picia też praktycznie zawsze dostaniemy gratis.

Płacenie

Nie widziałam jeszcze, żeby Koreańczycy składali się na rachunek, pewnie dlatego, że nikt tu praktycznie nie używa gotówki. Za oficjalne imprezy integracyjne płaci firma, za nieoficjalne najczęściej najstarsza osoba w towarzystwie, prywatne wyjścia najczęściej sponsorują kolejne osoby z danej paczki. Nie ma zwyczaju proszenia rachunku do stolika (kiedyś próbowałam i nikt nie załapał, o co mi chodzi), płatność regulujemy przy wyjściu w całości za dany stolik. Próby wytłumaczenia, że chcielibyśmy podzielić rachunek mogą nam się nie udać, więc lepiej rozliczyć się z kolegami przed lub po zapłaceniu za całość. Nie ma też zwyczaju dawania napiwków, można być pewnym, że jakąkolwiek nadmiarową gotówkę oddadzą nam co do grosza. Uzbierane grosze akurat przydadzą się, żeby pójść po obiedzie na kawę, która podobno właśnie stała się nawet bardziej popularna niż kimchi.

 

Ciąg dalszy pewnie niedługo nastąpi. Za bardzo lubię jeść, żeby mogło być inaczej 😉

Leave a Reply

Discover more from Made in Cosmos

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading