Kosmiczny dystans

Parę lat temu (w stanie lekko nietrzeźwym, ale to bez znaczenia) wpadłam na świetny pomysł, jak radzić sobie ze stresem. Otóż należy rozsiąść się wygodnie na małej, wyimaginowanej chmurce, wziąć parę głębokich wdechów, rozluźnić się i dać się ponieść pomału do góry. W miarę, jak nasza chmurka oddala się od powierzchni Ziemi, mamy niepowtarzalną okazję poobserwować nasz problem z coraz większego dystansu, popatrzeć jak maleje w oczach i uświadomić sobie, jak bardzo nie ma on żadnego znaczenia na dłuższą metę. Metoda ta nie sprawi, że problem zniknie (to byłoby wręcz niewskazane), ale pozwoli spojrzeć na niego z odpowiedniej i dużo bardziej budującej perspektywy. W miarę potrzeby punkt odniesienia można oddalać coraz bardziej i bardziej, aż dolecimy na drugi koniec Kosmosu.

W podobny sposób, choć nieświadomie i mimowolnie, wyrobił się we mnie dystans do polskiej politycznej piaskownicy. Kiedy nie było mnie w kraju, nie miałam najmniejszej potrzeby śledzenia gorących newsów, doniesień z kampanii wyborczej czy też kolejnych sejmowych przepychanek (Aszdziennik w zupełności wystarczał mi jako streszczenie). Paradoksalnie właśnie w tym czasie zaczęłam interesować się polityką jak nigdy dotąd. I z zaskoczeniem odkryłam, że w naszych radiach, telewizjach i Internetach tej polityki jest jak na lekarstwo. (Zagadka na marginesie: w jakim stopniu Polska biorąc udział w wojnie w Iraku przyczyniła się do obecnego kryzysu migracyjnego?)

Imprezując dość regularnie w gronie Polska + Rosja + Ameryka (+ rotacyjnie zmieniające się reprezentacje reszty świata) tematów polityczno-gospodarczych nie dało się uniknąć. Cóż, nawet nie próbowaliśmy, bo w towarzystwie sami kulturalni ludzie, a można się było dowiedzieć naprawdę ciekawych rzeczy. Niesamowite, jak wiele z tego, co przyjmujemy za pewnik (publiczna opieka zdrowotna? darmowa edukacja? urlop macierzyński?), jest nieosiągalne nawet u tego bogatszego z Wielkich Braci. Że jeśli nikt nigdy nie przyłożył nam pistoletu do głowy, to mamy dużo więcej szczęścia niż przeciętny Amerykanin. Że sankcje ekonomiczne i spadek cen ropy dały przeciętnemu Rosjaninowi naprawdę ostro w kość i chętnie by uciekł gdziekolwiek, ale z tym wcale nie jest tak prosto. Że przeciętny Meksykanin, Hindus czy Chińczyk zamieniłby się z jednym i drugim z pocałowaniem ręki. Że po podsumowaniu naszych wielomiesięcznych dyskusji Polska naprawdę jawi się jako jedno z najlepszych miejsc do życia na świecie.

Tym bardziej śmieszy mnie, gdy po powrocie słyszę znowu dookoła, że “kraj w ruinie”, że “trzeba spierdalać, zanim ten PiS wszystko rozwali”, że “to Tusk już wszystko rozwalił i się ewakuował do Brukseli, a my tu w tym bagnie nie mamy szans na normalne życie”, że “jak możesz się nie przejmować, skoro zaraz obudzimy się w drugiej Korei Północnej”. Słyszę ludzi wiecznie wkurwionych na newsy z polskiego sejmu, którzy nie potrafią się jednak od tych newsów oderwać i dziwią się, jak mogę podchodzić do tego aż tak beztrosko. Uśmiecham się wtedy najczęściej i pytam: “No dobra, ale co konkretnego zmieniły te nowe rządy w twoim własnym życiu?”

Czasem nie mogę oprzeć się wrażeniu, że świat kompletnie zwariował, nakręcając się w kółko tym, co jedna pani arcyprofesor z drugim panem arcykretynem palnęli na temat grupy ludzi znanej im tylko gdzieś ze słyszenia. Z dowolnej bzdury da radę zrobić news dnia, wyemitować powtórki, komentarze opcji przeciwnej, komentarze do komentarzy, talk show z udziałem widzów, panele dyskusyjne, gdzie każdy będzie próbował przekrzyczeć każdego… Dlatego myślę, że każdemu czasem przyda się odlecieć choć na chwilę w Kosmos i zobaczyć, z jakimi problemami boryka się te pozostałe 85% ludzkości, które nie miało szczęścia urodzić się na terenie Unii. O dziwo, na pierwszy rzut oka wydają się od nas zdecydowanie szczęśliwsi 😉

Leave a Reply

Discover more from Made in Cosmos

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading